Loading

piątek, 7 sierpnia 2009

Gdy problem leży w głowie cz. II

Odchudzanie jest strasznie skomplikowane.

- Na pewno bardziej, niż nam się wydaje. Naprawdę niewielu osobom udaje się trwale zrzucić wagę.

Trzeba znaleźć dla siebie dużo czasu - żeby zaprzyjaźnić się z ciałem, nie przemęczać się, dostarczać ciału regularnie zdrowego jedzenia i nagradzać się inaczej niż ciastkiem. I czasu, żeby sobie ugotować, pójść na siłownię.

- Osoby otyłe to najczęściej te, które nie mają czasu dla siebie.

W towarzystwie je się więcej, prawda?

- Nie chodzi o samo towarzystwo, ale o to, na co kierujemy uwagę. Jak ktoś czyta gazetę przy jedzeniu, ogląda telewizję, z kimś rozmawia - uwaga jest nad nosem, a nie poniżej - u góry jest coś ciekawego, a dołem pakujemy jedzenie do ust.

Czyli lepiej jeść, nie robiąc nic innego?

- To jest ciekawe doświadczenie. Wyłączyć wszystkie rozpraszacze uwagi i usiąść przy pustym stole, na którym jest talerz z jedzeniem. Bardzo polecam.

Próbowałam. Strasznie nudne.

- I w połowie obiadu nie chce się pani więcej jeść. Bardzo wiele osób na tym wpada, że wyłącza uwagę i przy spotkaniach towarzyskich orientuję się, ile zjedli, jak już nie mogą się ruszać. Ale są też osoby, które nie umieją odmówić. Ktoś im nakłada, a oni potulnie jedzą.

Mówią babci, cioci, że się odchudzają, i słyszą: Ale to tylko serek, serek nie tuczy.

- Jeśli takie spotkania zdarzają się raz na miesiąc, to już lepiej zjeść, żeby babcia była zadowolona. Jeśli częściej - polecam metodę zdartej płyty: Dziękuję, nie. Powtórzone kilka lub kilkanaście razy poskutkuje. Jasne, że tej osobie będzie przykro, bo przecież ona to dla pani zrobiła, ale w końcu zrozumie.

Ja mam ten problem, że, niestety, lubię jeść.

- To nie jest przeszkoda. Można odkryć, że "lekkie" jedzenie jest pyszne, że lepiej się po nim czuję. Znam kilku smakoszy, którzy są szczupli. Bo jednocześnie słuchają swojego ciała - jedzą tyle, ile ono potrzebuje, i to, co im służy.

Anorektyczka patrzy na swoje odbicie w lustrze i widzi się grubą. Czy może być odwrotnie, że grubas patrzy na siebie i widzi, że jest już chudy, choć nie jest?

- Jasne. Dlatego trzeba się ważyć. Wiele osób ma tak, że kiedy się odchudza i coś pójdzie źle, to przestają się ważyć, myśląc: "Poczekam do przyszłego tygodnia, jak odrobię straty", i... przestają się odchudzać. Regularne ważenie się hamuje efekt jo-jo. A jak przestajemy się ważyć, to się tylko oszukujemy, że "ja wcale nie tyję".

Mam świetną wymówkę: jak już mnie dorwie wilczy głód, zwalam to na hormony.

- Zawsze pytam pacjenta, jak pan czy pani myśli, skąd ta nadwaga się bierze? Ludzie mają różne pomysły - geny, metabolizm. Są też tacy, co mówią: - Jem frytki w nocy. Zachęcam do wyobrażenia sobie diagramu, ile jakich jest przyczyn - udział procentowy. Na przykład 30 proc. to geny, bo babcia i ciocia były otyłe, 60 proc. - tarczyca, a 10 - to słabość do klusek. Widząc taki diagram, wiemy, na ile z tych czynników mamy wpływ. A to musimy ustalić - co JA mogę zrobić?

Moja koleżanka może zjeść furę makaronu, lody i jest chuda jak patyk, a ja tyję od powietrza. To niesprawiedliwe.

- Często słyszę takie skargi.

I co pani odpowiada?

- No tak, to niesprawiedliwe. Tylko czy chce pani nadal się biedzić w poczuciu niesprawiedliwości, czy przyjąć, że koleżanka tak została wyposażona, a pani inaczej. Ona ma swoja ciało, pani swoje. Trudno. Czy to znaczy, że pani ma być gruba?

Czyli jednak dieta. Zacznę od poniedziałku, bo mam jeszcze ciasto z imienin mamy.

- Większość osób z nadwagą ma swoje zaklęcia - zdania, którymi się sami oszukują i które powalają im się najeść bez wyrzutów sumienia. Jednym z nich jest "od jutra" albo "jutro nic nie jem". A ja pytam, czy jutro będzie łatwiej? Będzie pani tak samo głodna, będzie pani tak samo lubiła czekoladę, będzie taki sam dzień, jak poprzednie, sto razy i pani dobrze o tym wie. To otrzeźwia. Następnym razem może być inaczej tylko wtedy, kiedy się do tego przygotujemy.

Ale co robić, gdy na stole leży pyszna mleczna czekolada i błaga, żeby ją zjeść?

- Ile radości daje pani kawałek czekolady? Piętnaście minut? A jak pani już ją zje, to jak długo czuje się fatalnie? Jeszcze następnego dnia. To czy mogłaby pani o tym pomyśleć, zanim sięgnie po czekoladę?

Trzeba poćwiczyć inne schematy myślowe na widok czekolady - zamiast myśleć, jaka ona jest pyszna, wyobrazić sobie, jak się poczuję, kiedy ją zjem. Przyjemność trwa krótko, a ciężki, falujący brzuch nosimy na co dzień.

Kobiety w ciąży mają najlepsza wymówkę - najem się, bo dzidzia potrzebuje.

- Kiedy jem kanapkę z białym serem, to mam świadomość, że dla dziecka to dobrze. Kiedy jem pudło lodów, trudno sobie wmówić, że to dla jego dobra, ale wiele kobiet i to potrafi.

W ciąży jak w zwykłym życiu - trzeba zachować rozsądek. Jasne, że niektóre kobiety są bardziej głodne, mają apetyt, ale zasady zdrowego odżywiania się obowiązują nas zawsze, nawet jeśli mąż akceptuje kobietę w pełni, a ona ma silną potrzebę dogadzania sobie.

To jest naprawdę przykre uczucie, kiedy się już to dziecko urodzi, a brzuch został, i wcale nie czuję się lżej. W ciąży można przybrać na wadze 12-16 kilo. Nie więcej!

A co, gdy nasze dziecko jest grube?

- Ludzie często przychodzą z otyłym dzieckiem, stawiają je w gabinecie i mówią: - Proszę bardzo, to jest moje dziecko, proszę mu przemówić do rozsądku. Bo ja mu mówię, że jest grube i ma schudnąć, a ono nie trzyma diety. Dietetyczki się dwoją i troją, próbując zaangażować w odchudzanie całą rodzinę, tłumaczyć rodzicom. To nie dziecko decyduje o tym, co jest w lodówce i szafkach. A tam są chipsy i cola, czekolada, placek - wszyscy domownicy to jedzą, a ten biedny, gruby Jasiu ma zakaz.

To, co my proponujemy, to zmiana stylu jedzenia całej rodziny. Zapraszamy oboje rodziców na rozmowę, bo poniżej 12.-13. roku życia nie ma sensu pracować z dzieckiem - ma za małą motywację. Najlepiej, jak zmiana nawyków dzieje się niepostrzeżenie, nie tak, że Jasiu jest gruby, więc teraz wszyscy będą na diecie, tylko drobnymi krokami pokazać rodzinie, że można jeść zdrowo.

Prowadzenie dzieciaka do psychologa ze słowami: Proszę bardzo, to jest moje grube dziecko, brzmi jak jakiś horror.

- Gdyby pani słyszała to, co czasami rodzice mówią na temat swoich dzieci - naprawdę robią im krzywdę na długie lata. Dają dziecku sygnał, że miłość i akceptacja są warunkowe. A przecież to dziecko samo sobie nadwagi nie zrobiło. To od rodziców uczymy się stylu życia - sportu, stosunku do jedzenia.

Ilu z pani pacjentów chudnie na zawsze?

- Niestety, niewielu, ale jeśli już - to jest to piękne i dlatego lubię moją pracę. Osoby, które się odchudzają, dojrzewają - lepiej rozumieją siebie i swoje potrzeby, ale też jak lepiej jedzą, to i lepiej się czują, mają więcej energii. Często myślimy o odchudzaniu, że to zasuszanie siebie, głodzenie. A to rodzaj rozkwitania.

*Justyna Domanowska-Kaczmarek, psycholog kliniczny, prowadzi psychoterapię indywidualną i rodzinną dla osób z nadwagą w Poradni Medycyny Rodzinnej, Centrum Medyczne Akademii Medycznej i Europejskim Centrum Leczenia Otyłości Dzieci i Dorosłych. Z dietetyczką Agatą Lewandowską prowadzi warsztaty psychologiczno-dietetyczne "Równowaga"

Artykuł ze strony: http://www.dieta.pl/grupy_wsparcia/facet-na-diecie/2893-gdy-problem-lezy-w-glowie-ciekawy-artykul.html

Brak komentarzy: